Mity Słowian. Śladami świętych opowieści przodków

Okładka książki Mity Słowian. Śladami świętych opowieści przodków Michał Łuczyński
Okładka książki Mity Słowian. Śladami świętych opowieści przodków
Michał Łuczyński Wydawnictwo: Triglav Seria: Wszechnica Triglava popularnonaukowa
426 str. 7 godz. 6 min.
Kategoria:
popularnonaukowa
Seria:
Wszechnica Triglava
Wydawnictwo:
Triglav
Data wydania:
2022-08-05
Data 1. wyd. pol.:
2022-08-05
Liczba stron:
426
Czas czytania
7 godz. 6 min.
Język:
polski
Tagi:
religia Słowian Słowianie
Średnia ocen

7,2 7,2 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,2 / 10
31 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1238
120

Na półkach: , , , ,

Niestety ta książka jest dla mnie jednym z największych rozczarowań czytelniczych ostatnich lat. Nie mogę jej polecić nikomu, a już na pewno nie osobom dopiero zaczynającym przygodę z wierzeniami Słowian. Jeśli dla kogoś trudna w odbiorze jest „Mitologia Słowian” Gieysztora, to w porównaniu do tekstu Łuczyńskiego - czyta się ją z prawdziwą przyjemnością.

Książkę kupiłam od razu po premierze i poległam po kilkudziesięciu stronach. Teraz przy drugim podejściu zacisnęłam zęby i wymęczyłam ją - pozycję, którą normalnie połknęłabym w dwa dni, czytałam dwa tygodnie. I powodem nie jest tutaj hermetyczne słownictwo (czasami wymieszane z kolokwializmami) głównie z dziedziny językoznawstwa, którego autor nigdzie nie wyjaśnia, a skrótów nie rozwija. Akurat z wykształcenia jestem filologiem, a zawodowo muszę zapoznawać się na co dzień z potężną ilością tzw. naukowego bełkotu. W przypadku osób spoza tej bańki spojrzenie na tekst skutkuje jednak komentarzem, że ten akapit jest nieczytelny, ten następny też, i następny też (testowane).

Głównym problemem jest nie tyle hermetyczny styl, co ogólniej narracja tej książki. Jest po prostu niechlujna i przez to niebywale uciążliwa w czytaniu. Książka nie przeszła redakcji ani korekty (albo nikt się do niej nie przyznaje, co też nie dziwi),co już sprawia, że w takim stanie nie powinna była zostać wydana - i to jest wina wydawnictwa. Zdarzają się całkiem często linijki, w których słowa nie zostały rozdzielone spacjami, dostajemy więc ciąg liter do samodzielnego rozbicia. Niekiedy dzielone wyrazy na końcu linii nie mają dołączonego dywizu, zatem trzeba się też domyślać, że zostały podzielone (ta przypadłość dopadła też tekst na tylnej okładce). Są też i takie edytorskie kwiatki, jak np. zdanie „Często przywoływanym przykładem jest tu Juliusz Cezar i jego „Wojna galijska” - przed bitwą Galijki obnażały się i rzucały się w ręce legionistów, którzy powinni przypis Był to pewnego rodzaju gest…” (s. 313-314).

Mam jednak wrażenie, że sam autor nie przeczytał ponownie swojego tekstu choćby we fragmentach, o czym świadczą wielokrotne powtórzenia myśli w sąsiadujących akapitach. Tak tekst może wyglądać na etapie przedredakcyjnym, jako półprodukt. Widać w nim pośpiech naprawdę niezrozumiały, bo raczej nikt nie stał nad autorem z batem i nie krzyczał o dedlajnie. Jest tu też wiele zdań, które zadziwiają przy świadomości, że napisał je doktor polonistyki. Nie będę się znęcać i cytować obficie przykładów, więc tylko dla demonstracji: „Mimo ponad 215 lat od tego stwierdzenia (1806 rok) i tego, że były one już nieraz cytowane, tak że stały się niemal wyświechtanym frazesem, słowa te pozostają nadal aktualne” (s. 88). Mimo upływu lat. Było ono („to stwierdzenie” - a nie pojawiające się dopiero później „słowa”).
Nagminne jest też stosowanie błędnego „sensu stricte” - albo stricte, albo sensu stricto.

Na to wszystko być może dałoby się przymknąć (z trudem i bólem) oko, gdyby wysiłek wynagradzała treść. Lecz niestety tak nie jest. Autor próbuje odtworzyć mity czy też motywy mitologiczne (Pra)Słowian z zestawienia porównawczego znanych mitów indoeuropejskich oraz doszukania się analogicznych treści lub przynajmniej fraz w materiale słowiańskim. Ta zapowiedź ginie w realizacji, kiedy przytaczany jest już nie tylko materiał indoeuropejski, ale obfity wybór mitów całego świata: afrykańskich, azjatyckich, australijskich, amerykańskich… Robi się z tego po prostu groch z kapustą, a tytuł publikacji powinien brzmieć raczej „Mity świata i możliwe analogie słowiańskie”. Ten zabieg ukazania uniwersalności wielu motywów mitycznych jest oczywiście zrozumiały, mimo że autor zupełnie go nie tłumaczy i nie zapowiada, chcąc skupić się na materiale indoeuropejskim. Wystarczyłoby zatem po prostu napomknąć o obecności motywu w wielu kulturach i od razu przejść do tych najistotniejszych. Objętość byłaby wtedy przynajmniej o połowę mniejsza, ale raczej nie o objętość powinno iść.
Kroplą przepełniającą tę czarę goryczy była dla mnie jednak opowieść indoeuropejska, białoruska, polegająca na wyliczaniu rodów białoruskich w ramach genealogii ludowej. Dwie strony tekstu, który nie ma żadnego większego związku z tematem konkretnego podrozdziału i nie niesie żadnej treści. Oczywiście można przy czytaniu pomijać znaczne fragmenty tekstu, ale czy wtedy można mówić o przeczytaniu książki?
Coraz bardziej więc odnosiłam wrażenie, że przy tego rodzaju metodzie autor jest w stanie uprawdopodobnić wszystko, więc nic nie ma tu większego znaczenia. Do każdego motywu można znaleźć lub podciągnąć odpowiednik słowiański. Albo pozornie słowiański. Autor słusznie bowiem krytykuje dość powszechne uznanie paru mitów za słowiańskie, gdyż opierały się one na materiale ugrofińskim. A później sam sięga po materiał, który niekoniecznie ma słowiańską proweniencję. Mowa tu o przytaczanych opowieściach z terenów Podkarpacia czy zachodniej Ukrainy, w których występują postacie takie jak wiedźma „bosorkania”, smok „szarkań” czy koń Tatosz. Są to nazwy węgierskie (boszorkány oznacza właśnie wiedźmę, sárkány smoka, zaś tá(l)tos czarownika, szamana, który mógł przybierać końską postać). Jak sam autor wielokrotnie wskazuje - nazwy konkretnego pochodzenia mogą zdradzać rzeczywistą proweniencję całego podania, nie jest ono zatem słowiańskie, a poprzez kanał węgierski - stepowe lub jeszcze dalej: ugrofińskie. Zdaję sobie sprawę, że autor nie zna węgierskiego i znać go nie musi, bo nie jest możliwe znać się na wszystkim. Przez te nieznajomości wpada się jednak w nieoczywiste pułapki, jakie dostrzega się u innych. Ja również nie znam się na wszystkim, ale ponieważ znam się akurat na tym, to widzę, że w tej kwestii autorowi nie mogę ufać i od razu przestaję mu ufać w szeregu innych kwestii. Nie znam się bowiem na wszystkich kulturach, które w treści są przytoczone, i powinnam móc zawierzyć autorowi. A nie mogę.

Teraz parę innych kwestii merytorycznych. Znane z Anonima tzw. Galla podanie o Piaście i Popielu autor koniecznie chce włączyć w repertuar opowieści mitycznych, a nie podań dynastycznych legitymizujących władzę konkretnego rodu. Mimo że w bibliografii widnieje książka profesora Jacka Banaszkiewicza na ten temat, w której badacz w zasadzie wyczerpał temat poprzez porównanie legendy z analogicznymi podaniami indoeuropejskimi, to Łuczyński nie odnosi się do niej w tej kwestii, w innych miejscach chętnie powołując się na profesora (czyli kiedy to pasuje pod tezę).
Zadziwia też, że arabski zapis Welitaba/Walinjana autor odczytuje jako Wołynianie - wbrew nie tylko kontekstowi historycznemu, który historyków skłania do odczytywania tej nazwy jako Wieleci/Wolinianie, ale przede wszystkim wbrew orientaliście, arabiście, Tadeuszowi Lewickiemu, który opowiedział się za tą pierwszą opcją (i to zdanie arabisty jest w tym zakresie rozstrzygające jako osoby najbardziej po temu kompetentnej). Związana z tym fragmentem tekstu postać Madżaka odczytywana jest przez profesora Banaszkiewicza jako Mężyk, który miałby stanowić analogię do Mannusa jako praprzodka Germanów; tego jednak Łuczyński nie przedstawia, powołując się w zamian na innych historyków, którzy Madżaka koniecznie chcieli powiązać z rzeczywistym władcą słowiańskim Mezamirem. Jest to naprawdę zaskakujące u autora, który dąży do odtworzenia treści przecież mitologicznych.

Dochodzą do tego inne kwestie - konstrukcyjne. Brakuje konsekwencji w budowie podrozdziałów. Niektóre zawierają mapki lub drzewka filogenetyczne, a inne nie. Większość podąża podobnym schematem, który zostaje znacznie zaburzony gdzieś po kilkunastym, gdy dochodzi do „mitów” a raczej legend zapisanych już w lokalnych kronikach. Konsekwencji brakuje też w tłumaczeniu fragmentów obcojęzycznych. Zazwyczaj oddawane są one po polsku - lecz nie zawsze (zostały więc gdzieniegdzie treści angielskie i rosyjskie).
Na schemacie hipotetycznej drugiej fazy rozwoju panteonu słowiańskiego (s. 368) Weles został synem Dadźboga, o czym nigdzie w treści nie było mowy i nie ma ku temu żadnych podstaw. Jest to więc błąd w schemacie: Weles powinien znajdować się na tym samym poziomie, co Dadźbog. Ilustracja wprowadza czytelników w błąd naprawdę znaczny.

Ogólnie rzecz biorąc, uważam, że książka jest potężnym falstartem, a zawarte w niej wartościowe propozycje giną w gąszczu wymienionych wyżej poważnych wad. Gdyby autor posiedział nad nią dłużej, przeczytał ją parokrotnie, okrzepł z koncepcjami a wiele z nich wyklarował (lub odrzucił) - to by była naprawdę ciekawa książka. A tak jest wielkie rozczarowanie i powrót książki na półkę, skąd już raczej nigdy jej nie ściągnę.

Niestety ta książka jest dla mnie jednym z największych rozczarowań czytelniczych ostatnich lat. Nie mogę jej polecić nikomu, a już na pewno nie osobom dopiero zaczynającym przygodę z wierzeniami Słowian. Jeśli dla kogoś trudna w odbiorze jest „Mitologia Słowian” Gieysztora, to w porównaniu do tekstu Łuczyńskiego - czyta się ją z prawdziwą przyjemnością.

Książkę kupiłam od...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
122
23

Na półkach: , ,

Monumentalne studium lingwokladystyczne oraz filogenetyczne nad mitologią prasłowiańską i słowiańską. Pozycja obowiązkowa.

Monumentalne studium lingwokladystyczne oraz filogenetyczne nad mitologią prasłowiańską i słowiańską. Pozycja obowiązkowa.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
340
168

Na półkach:

Generalnie ciężko jest się ścigać z samym sobą, i "Mity Słowian" są na to doskonałym przykładem. Po pedantyzmie z pierwszej pozycji prawie nie zostało śladu, choć jest to bez dwóch zdań równie błyskotliwa pozycja, wnosząca nowe wnioski dotyczące ówczesnego stanu mitologii słowiańskiej, głównie na podstawie podwalin językowych i porównawczych. Książka dąży do posumowania w dwóch zasadniczych częściach. tj. próbie rekonstrukcji motywów mitycznych funkcjonujących dla Prasłowian oraz "listy" postaci mitycznych. Niemniej tym razem nie obyło się bez kilku poważnych potknięć. Myślę, że za pierwszy poważny problem publikacji można poczytywać brak słownika skrótów. Wstęp zaś posiada powtórzenia, a przez całą długość książki wioczne są problemy z korektą zauważalne na każdym kroku, co wskazuje na to, że im mniej wydawnictwo ma roboty, tym bardziej schodzi na psy. Tak dramatycznej korekty nigdy nie wydali. Jest wiele literówek, w jednym miejscu ucięty prawie cały akapit, a także notoryczny brak spacji prowadzi do tego, że kilka zdań często zbija się w jedno słowo.




Macie przed sobą kompendium wiedzy o tym, co wiemy o mitach słowiańskich rozszerzone o rozliczne analogie światowych odnośników. Znajdziecie tu mnóstwo porównań do obcych kultur, więc Słowian stricte w większości treści, poza rozdziałami podsumowującymi, jest względnie niewiele,. Warto jednak poznać mitologię w szerszym kontekście, szczególnie, że takie pozycje jak choćby "Złota Gałąź" Frazera mają już swoje lata.
Łuczyński pracuje głównie na metodzie porównawczej. Polega ona na tym, że w rezultacie porównań zyskuje się stwierdzenie tożsamości częściowej rzeczy ze sobą porównywanych, a ich stwierdzenie jest środkiem do poznania istotnych składników zjawisk podobnych do siebie, zależności przyczynowej i genezy danego zjawiska - tu głównie z zakresu antropologii.
Książka zawiera mapy odnotowania występowania konkretnych wątków mitycznych na świecie, do tego Autor przygotował drzewko "genealogicznych" zależności bogów oraz tabele występowania danych, lub potencjalnych bohaterów w analizowanych wątkach mitycznych. Książka nie tylko podaje nam zarysy fabuły słowiańskich mitów, ale również prawdopodobnych ich bohaterów, jak już zostało wspomniane. Nie próbuje na siłę podawać gotowych fabularnych rekonstrukcji jako to już wcześniej bywało. Na koniec Autor pokusił się nawet o analizę potencjalnego wykorzystania mitologii słowiańskiej, gdyby istniała jako spójny utwór, w historycznych epokach literackich. Zarysował nam co prawda pesymistyczny, ale jakże prawdziwy obraz odkrywający naszą własną hipokryzję jako społeczeństwa. Ja zamiast pytania "czemu mitologii słowiańskiej nie uczy się w szkołach" pozwolę sobie pójść jeszcze dalej niż Łuczyński i zadam pytanie "ile osób przeczytało by mitologię Słowian, gdyby istniała jako utwór literacki?" Biorąc pod uwagę dramatyczne statystyki czytelnictwa Polaków, wnoszę iż nieliczni.

Generalnie ciężko jest się ścigać z samym sobą, i "Mity Słowian" są na to doskonałym przykładem. Po pedantyzmie z pierwszej pozycji prawie nie zostało śladu, choć jest to bez dwóch zdań równie błyskotliwa pozycja, wnosząca nowe wnioski dotyczące ówczesnego stanu mitologii słowiańskiej, głównie na podstawie podwalin językowych i porównawczych. Książka dąży do posumowania w...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
349
326

Na półkach:

UWAGA! Komentarze spod nicków Tadek, Feliks, Misza, Lambert napisał janusz Tomasz Józef Kosiński - zawistny turbolechita, amator wypisujący niestworzone idiotyzmy o religii Słowian (hejtowanie z tylu kont zdradza także poważne problemy psychiczne tego jegomościa).

W przeciwieństwie do niego Michał Łuczyński jest profesjonalnym badaczem religii Słowian. Polecam.

UWAGA! Komentarze spod nicków Tadek, Feliks, Misza, Lambert napisał janusz Tomasz Józef Kosiński - zawistny turbolechita, amator wypisujący niestworzone idiotyzmy o religii Słowian (hejtowanie z tylu kont zdradza także poważne problemy psychiczne tego jegomościa).

W przeciwieństwie do niego Michał Łuczyński jest profesjonalnym badaczem religii Słowian. Polecam.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
25
25

Na półkach:

Michaś Łuczyński, pseudonaukowiec, który na bzdurnych etymologiach bóstw i podważaniu dziedzictwa Słowiańszczyzny dorobił się doktoratu, a teraz próbuje nam wcinąć swojego kolejnego gniota. Misza go dobrze podsumował, że to nie mity tylko kity. Nie da się tego strawić, bo ręce i szczęka opadają, jak autor próbuje za wszelką cenę udowadniać swoją naukowość, gdy jednocześnie bawi się w hejtowanie innych autorów i sam jako user: michal daje maksymalne oceny swoim książką. Żenada, wstyd i sromota. Książka i cała twórczość tego au-au tora nadaje się jedynie do otchłani niebytu.

Michaś Łuczyński, pseudonaukowiec, który na bzdurnych etymologiach bóstw i podważaniu dziedzictwa Słowiańszczyzny dorobił się doktoratu, a teraz próbuje nam wcinąć swojego kolejnego gniota. Misza go dobrze podsumował, że to nie mity tylko kity. Nie da się tego strawić, bo ręce i szczęka opadają, jak autor próbuje za wszelką cenę udowadniać swoją naukowość, gdy jednocześnie...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
29
26

Na półkach:

Mity w wykonaniu Łuczyńskiego to kity, nic więcej, szkoda czasu na to wtórne opracowanie.

Mity w wykonaniu Łuczyńskiego to kity, nic więcej, szkoda czasu na to wtórne opracowanie.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    108
  • Przeczytane
    37
  • Posiadam
    10
  • Teraz czytam
    2
  • [ 400 - 499 ]
    1
  • Historia
    1
  • Chcę w prezencie
    1
  • * dostępność - do sprawdzenia
    1
  • _Chcę w prezencie lub kupić
    1
  • 🎓 Popularnonaukowe, naukowe
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Mity Słowian. Śladami świętych opowieści przodków


Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne